Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/283

Ta strona została przepisana.

w naszej ojczyźnie dachu nad głową, chleba, powietrza i wody.
— A nas, szlachtę, ścigać będą od wsi do wsi, od miasta do miasta, jak szkodliwe, drapieżne zwierzęta — odezwał się Cazalès.
— Obiecujemy panom koleżeńską protekcyę — zawołał Aleksander Lameth, maczając usta w szampanie.
— Lękam się, żeby ta protekcya nie była panom wkrótce potrzebniejszą aniżeli nam.
— Nam, twórcom wolności, wodzom narodu? Pan żartuje, panie kawalerze — dziwił się Duport.
— Wam, twórcom wolności, wodzom narodu — odpowiedział Cazalès. — Właśnie dlatego, że stoicie na czele ruchu wywrotowego, jesteście więcej od nas narażeni na okrutne kaprysy zmiennej łaski tak zwanego narodu, który lubi ogromnie patrzeć na spadające głowy swoich wodzów, o czem pan, panie radco parlamentu, jako znawca rewolucyi przeszłości, powinieneś wiedzieć. My, zwani czarnymi, wiedząc doskonale, co nas czeka z chwilą, gdy lud obejmie dziedzictwo królów, będziemy przezorniejsi i postaramy się uniknąć wątpliwej przyjemności oburzania się na szubienicy na podłość ludzką — uciekniemy po prostu; wy zaś, filozofowie, patryoci, ufni w zasługi, położone dla wolności, będziecie wierzyli dopóty w dobroć, szlachetność i uczciwość pierwotnego