Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/284

Ta strona została przepisana.

człowieka — jak wam wasz prorok Rousseau nakazuje — dopóki was zbirowie rewolucyi nie wezmą za kołnierz, aby was zawlec na szafot.
Tak niespodziewanym był dysonans, jaki Cazalés rzucił w powszechne szczęśliwe wesele biesiadników, iż odpowiedział mu głośny śmiech.
Ten śmiech nieopatrzny, optymistyczny byłby ta był uwiązł w gardłach, dławił ich gorzką żółcią, gdyby mogli byli uchylić rąbka niedalekiej przyszłości. Bailly, Beauharnais, Barnave, Andrzej Chénier, Custine, Le Chapelier, Rabaut-Saint-Etienne, Troudaine’owie, Lavoisier zginą na gilotynie, o piwami przed śmiercią przez naród, jako zdrajcy, Condorcet otruje się w więzieniu, księcia de la Rochefoucauld zamordują patryoci w Gisors, książę d’Aiguillon, Lamethowie, Laffayette i Duport będą się salwowali ucieczką przed „wdzięcznością narodu“ a Mirabeau zdąży umrzeć w samą porę, w chwili, kiedy lud paryski będzie wołał już za nim na ulicy:
— A la lanterne!
Śmiali się biesiadnicy dobrym śmiechem optymizmu. Nie śmiał się jedyny Mirabeau. On jeden z pomiędzy wodzów rewolucyi patrzał wzrokiem orła w zakryte jutro, i zaczął się tego jutra obawiać. Nauczył go okrutny samosąd zwycięzców Bastylii, jak roznamiętniony tłum wykoszlawia, zniesławia wolność.