Strona:PL Jeske-Choiński Teodor - Błyskawice 02.djvu/285

Ta strona została przepisana.

— A pan, panie opacie — odezwał się, zwracając się do księdza Maury’ego — dlaczego pan nie podziela naszego entuzyazmu?
— Bo nie wierzę w wolność w rozumieniu waszej filozofii, bo patrząc jako spowiednik w konfesyonale od lat trzydziestu w serca ludzkie, wiem, że człowiek jest kreaturą tak samolubną, przewrotną a złą, iż tylko powaga religii i prawa, wykonywanego przez silny rząd, zdoła okiełznać jego drapieżne instynkty i nienasycone nigdy apetyty. Wasza filozofia zburzyła powagę religii i władzy i dlatego zginiecie razem z nami. Zamordują was ci, których ze strachu przed koroną powołaliście do swojego boku, wmówiwszy w nich lekkomyślnie prawo do rządów, zbezczeszczą was, sponiewierają, shańbią rozpętane przez was namiętności i pożądliwości ciemnego tłumu.
— Nie zbezczeszczą nas, nie shańbią — zawołał Duport — bo powstrzymamy barbarzyński rozpęd tego rozjuszonego byka. Ciemnego tłumu nie dopuścimy do rządów.
— Nie dopuścicie? A jakże dokonacie tej sztuki? — rzekł Cazalès. — Was jest stu, dwustu, powiedzmy tysiąc, a ich miliony. Rozpętaliście potęgę żywiołu i chcecie go powstrzymać? Jak? czem? Zburzyliście powagę władzy, i chcecie, aby wam tłum, nauczony przez was bezkarności, swawoli, był posłuszny? Uciekajcie z nami za granicę, póki czas, albo