srebrzysta tkanina, zudrapowana czarną koronką; we włosy wpięła czerwony kwiat, w ręku trzymała czarny wachlarz, oprawny w kość słoniową. Usta miała zlekka ukarminowane, oczy leciutko podczernione, — cała twarz upudrowana wyglądała jak maska. Stała na samym środku ze spuszczonemi oczami. Siostra Matylda zaczęła grać. Tancerka podniosła wachlarz. W tym tańcu hiszpańskim prawie nie ruszała się z miejsca, — kołysząc się, wstrząsana dreszczem, wirując, to znów zastygając w nieruchomej pozie, — tylko spojrzenia jej fruwały z jednej twarzy na drugą, — na twarzach tych malowało się tyle uczuć odmiennych — ciekawość i zwątpienie, zadowolenie, onieśmielenie, zgroza, współczucie. Siostra Matylda przestała grać. Cichy szept przebiegł wzdłuż szeregu zakonnic i tancerka uśmiechnęła się. Siostra Matylda znowu zaczęła grać. Przez chwilę tancerka przysłuchiwała się, jak gdyby pragnąc pochwycić rytm nieznanej melodji, — potem stopy poruszyły się, usta rozchyliły się, stała się słodka i wesoła, jak motyl, — a na twarzach przypatrujących zakwitły uśmiechy i cichy szmer zadowolenia przebiegł szeregi.
Strona:PL John Galsworthy - Salta Pro Nobis.djvu/06
Ta strona została uwierzytelniona.