Strona:PL John Ruskin Gałązka dzikiej oliwy.djvu/134

Ta strona została przepisana.

rej lepszych instynktów apelować nie można, której liczba jest dla wszelkiej władzy niebezpieczna, której tak samo nie można oczarować, jak żmii, ani utrzymać w karności, jak muchy.
Panowie! takim jest kryzys, czas o nim pomyśleć. Postawiłem go przed waszemi oczyma w ogólnych i szerokich zarysach, ale czarnych zarysach. Zobaczmy teraz, czy nie znajdziemy jakich stron jasnych.
Zaledwie przedwczoraj w piśmie, które jest dosyć typowym wykładnikiem współczesnego konserwatyzmu i które wcale nie sprzyja strejkom, oraz innym sprawom tego rodzaju, zaledwie przedwczoraj znalazłem artykuł wstępny o takim lub podobnym tytule: „Co się ma stać z izbą lordów?“ — Tytuł ten uderzył mnie, gdyż zdawało się, że posuwamy się nawet szybciej, niż przypuszczałem, skoro takie pytanie postawiono jako przedmiot otwartej dyskusyi i to w piśmie, przeznaczonem głównie dla klas średnich i wyższych. Otwarta dyskusya, czyli też nie w każdym razie pora dyskusyi zbliża się. Cóż ma się stać z lordami?
Odpowiedź na to pytanie zależy od zdolności odpowiedzenia na drugie pytanie: „Jaki z nich pożytek?“
Niedawno temu naród bodaj wierzył, że zadaniem ich jest stawiać przeszkody uchwałom, aby dać czas do lepszego namysłu. Ale naród niecierpliwi się przeszkodami do uchwał; to też zapewne wcześniej lub później pomyśli o usunięciu tych kosztownych hamulców swej fantazyi.