Strona:PL John Ruskin Gałązka dzikiej oliwy.djvu/149

Ta strona została przepisana.

Wróćmy do naszego farmera. Zamówił on sobie maszynę, która porusza się po nowożytnej Arkadyi piszcząc, skrzypiąc, czasami nawet eksplodując. Oddalił pięćdziesięciu ludzi, aby z głodu pomarli. W pewnej odległości od jego fermy jest druga, na której robotnicy pracowali na chleb w ten sam sposób przez uprawę gruntu. Maszynista posyła do nich i każe im powiedzieć: — Mam dosyć pożywienia dla was, chociaż nie będziecie ani kopać, ani orać. Mogę utrzymać was przy innych zatrudnieniach, niż orka ziemi; grabiąc jego zwir, znajdziecie nieco twardych kamieni, będziecie je mleć w młynach, aż póki nie dostaną połysku; potem każę z nich zrobić naszyjnik. Skopawszy łąki, znajdziecie delikatną glinę, z której zrobicie dla mnie porcelanowy serwis, resztę fermy obrócę na pastwisko dla koni powozowych, a wy będziecie pilnowali ich, inni zaś będą jeździli z tyłu za powozem z laskami w rękach, a za to ja was utuczę lepiej, niżbyście się mogli utuczyć sami za pomocą kopania ziemi.
Ale czyż nie mamy mieć dyamentów, ani porcelany, ani obrazów, ani lokajów, mógłby ktoś zapytać? Czyż wszyscy mamy być farmerami? Nie powiadam, co powinniśmy czynić, pragnę jeno wykazać z doskonałą jasnością naprzód to, co czynimy, a to, powtarzam raz jeszcze, jest wynikiem stosowania maszyn w tym kraju.
Zważcie wpływ tego na siłę narodową. Bez machin macie stu pięćdziesięciu ludzi zdolnych do obrony kraju. Tymczasem budujecie wasze machiny, skazujecie na śmierć głodową pięćdziesięciu z nich,