mówi syn, nie słyszałem, żeby rodzice podnieśli głos w dyskusyi, nigdy nie słyszałem gniewliwego gderania na służbę.“ Codziennie, po skończonych zajęciach handlowych, ojciec prowadził syna w pole; oglądano ruiny starych zamków, rysowano i czytywano wiersze.
Gdy wyjeżdżał na dalszą wycieczkę, do Szkocyi, albo do Francyi, a później do Szwajcaryi i Włoch, młody John przywoził zawsze z podróży szereg notatek, nad któremi później rozmyślał. Uderzony pięknością natury w górach Szkockich, napisał wierszem porównanie tych piękności z tem co zdziałała ręka ludzka w piramidach starożytnego Egiptu.
.....Wszystko, co stworzyć może sztuka,
Niczem jest wobec ciebie. Ręka ludzka
Wzniosła góry pigmejów — a groby olbrzymów.
Natura zbudowała wyniosłe gór szczyty,
Lecz nie tworzyła nigdy grobów.
Miał wtedy lat dziesięć, gdy te wiersze napisał.
Jednocześnie zbierał minerały, ale nie bezmyślnie, tylko wystudyowawszy każdy drobiazgowo. A czasu miał dosyć po temu, bo wychowanie ograniczało się właściwie tylko do dobrych przykładów — zresztą zostawiano mu zupełną swobodę. Czułości powierzchownej w rodzinie nie było, to też w sześćdziesiąt lat potem pisał Ruskin, że „kochał rodziców tak jak słońce, albo księżyc — nie więcej.“