życia; że najlepszą modlitwą na początku dnia jest prośba, abyśmy go nie zmarnowali, a najlepszą modlitwą przed obiadem świadomość, żeśmy sobie nań zasłużyli. A gdy pojmiemy tyle z nauki chrześcianskiej, aby nabrać dosyć szacunku dla tego, co nazywamy natchnieniem, i ażeby nie myśleć, że słowa „Synu, idź pracować dzisiaj w mojej winnicy,“ znaczą: „Głupcze, idź zabawić się dzisiaj w mojej winnicy,“ wtedy staniemy się wszyscy pracownikami w tem, czy w innem znaczeniu; a tyle przynajmniej różnicy pomiędzy „wyższemi“ a „niższemi“ klasami ulegnie zapomnieniu.
Teraz przechodzę do drugiej różnicy; pomiędzy bogatym a biednym — istniejącej w większym bodaj stopniu dziś, niż kiedykolwiek dotąd, czy to w świecie pogańskim, czy chrześciańskim.
Różnica między bogatym a biednym opiera się na dwóch podstawach.
We właściwych granicach na podstawie słusznej i zawsze potrzebnej; po za niemi zaś na podstawie niesłusznej i nieustannie podkopującej cały gmach społeczny.
Słuszną podstawą bogactwa jest żądanie, aby każdy pracujący otrzymywał wartość swej pracy; a jeżeli nie życzy sobie zużyć jej dziś, aby mu pozwolono zachować ją i wydać jutro. Tak więc pilny człowiek, oddający się pracy codzień i odkładający codzień, dochodzi nareszcie do posiadania zgromadzonej sumy bogactwa, do którego ma absolutne prawo. Próżniak nic nie robiący, i rozrzutnik nic nie od-