pełniających niebiosa, a otoczonych piekielną atmosferą, weźcie wadę zazdrości, wprowadzającej współzawodnictwo w handel, zdradę w wasze ciała parlamentarne hańbę w wasze wojny — tę wadę, która wam i sąsiadującym z wami narodom uniemożliwiła dzienne zajęcia bez zbroi na piersiach i miecza, na wpół z pochwy wyciągniętego; tak, że dziś można powiedzieć o wszystkich wielkich narodach, prowadzących tak zwane cywilizowane życie, co ongi stosowało się jeno do dzikich mieszkańców górzystego Cheviotu, że:
Zabierali się do jadła
W stalowych rękawiczkach,
A wino czerwone pili przez opuszczone przyłbice.
Czy sądzicie, że ta narodowa hańba i ta nikczemność serca nie są tak samo wyraźnie wypisane na każdym nicie waszej zbroi żelaznej, jak siła tej prawicy, która je ukuła? Przyjaciele, nie wiem doprawdy, czy to rzecz bardziej śmieszna, czy bardziej smutna.
Niewątpliwie jest i jednem i drugiem. Przypuśćmy, że zamiast przez was, zostałbym zaproszony przez jakkiegoś prywatnego dżentelmana, mieszkającego na przedmieściu, w domu, którego ogród byłby od najbliższego sąsiada oddzielony zwyczajnym tylko murem, i przypuśćmy, żeby zaprosił mnie dla zasiągnięcia rady odnośnie do umeblowania swego salonu. Zaczynam obzierać się wokoło i spostrzegam, że ściany są gołe; sądzę więc, że takie lub tapety byłyby bardzo pożądane — może mały fresk tu