Strona:PL Joseph Conrad-Banita 067.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

klingi. Wargi jej pełne i purpurowe zwarte były spokojnie, nozdrza delikatne i ruchome, wpół odwrócona głowa i ruch ramienia nadawały całej wdzięcznej postawie wygląd dzikiej i łatwo dającej się spłoszyć nieufności.
Cień przeniknął na czole przybysza. Rękę podniósł do ust, by powstrzymać cisnące się na nie słowa, pomimo to wyrwały mu się z mocą przekonania i nie dającego się powstrzymać uczucia:
— Piękna jesteś! — zawołał.
Obrzuciła szybkiem spojrzeniem jego ogorzałe i przy samych tylko włosach białe czoło, silne ramiona, wysoką, gibką postać i spuściła oczy. Nikły uśmiech przebiegł po jej purpurowych wargach, podobny błyskowi słońca z poza burzę niosącej chmury promyk, zwiastujący pogodę, a może gromy nowe?







VII.


Bywają w życiu chwile i okresy całe, co nie pozostawiają po sobie śladu, zapisując się w sercu samem — uczuć pieśnią. Ruchy, czyny, fakty nikną przysłonięte mgłą słoneczną, migotliwą, przenikającą w samą głąb naszego jestestwa, opromieniającą tę wpół jawę, pół marzenie, z którem się nosim, a które lada nic spłoszyć może. Lada nic, lub śmierć sama, a śmierć, w danej chwili, bywa przywilejem wybranych — nielicznych niestety.
Willems nie potrafiłby opowiedzieć ani przypomnieć sobie jak i kiedy rozłączył się dnia tego