Strona:PL Joseph Conrad-Banita 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przenaczone dla dostojnego gościa i domowników Lakamba półkole, otwierało się na werandę domu, którą zapełniły do domostwa magnata należące, ściśle zakwefione kobiety. Wychylały się ciekawie po przez otaczającą galerję balustradę, by się lepiej przyjrzeć gościowi i niezwykle uroczystemu przyjęciu. Lakamba zamieniał z gościem do zwykłego ceremoniału należące grzeczności. Babalatchi przykucnął u nóg swego protektora.
Grzeczności były wyczerpane, Abdulla powiódł wzrokiem dokoła szukając wątku rozmowy, raczej łaskawem spojrzeniem zachęcając do niej milczącego dworaka. Ten, ożywił się, począł rozpowiadać wymownie i obrazowo historię Sambiru; zatarg pomiędzy obecnym władcą Patalolo i sułtanem z Koti: najście nowych osadników z Bugis pod wodzą Lakamba. Opowiadając powoływał się na świadectwo krajowców: Sahamin’a i Bahassoen’a, co ci jednozgodnie, kiwając głowami, potwierdzali:
Betul, betul. Tak jest, nie inaczej!
Zachęcony uwagą z jaką go słuchano Babalatchi opowiadał o akcji Luigard’a, której powodzenie polegało jedynie na wewnętrznych zamieszkach i niezgodzie. Teraz głos zniżył a dźwięczała w nim nuta nienawiści i żalu. Kimże był ten obcy przybysz by przywłaszczać sobie bogactwa wyspy i trzymać innych w szachu? Kto mu nadał prawa wielkorządcy? Porozumiał się z Patalolo, ufność jego zagarnął, robi z nim co mu się podoba, utrzymuje go w zatwardziałości serca, w usta jego wkłada ostre i kłamliwe słowa, dłoń mu uzbraja. Niewierny! ujął w twarde ręce rządy nad wiernymi, obuzdał starego słabego Patalolo, w zamian za kopalnię bogactwa, jaką owładnął,