Strona:PL Joseph Conrad-Banita 106.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

narzuca krajowcom liche i jakie mu się spodoba towary; rozporządza kredytem; nieobrachowane ciągnie zyski; rok rocznie ciężkie zdejmuje haracze...
— Tak! tak! tak! — twierdzili jednocześnie Sahamin i Bahassoen.
Babalatchi podziękował im wzrokiem i zwracając się do Abdulli zawołał:
— Słyszysz! świadectwo to sprawiedliwych. O! opiekunie i obrońco pokrzywdzonych! Cośmy pociąć mieli? Człek nie może obejść się bez handlu, a ten tylko kupiec znalazł do nas drogę i zagarnął wszystko.
Sahamin powstał z miejsca, wsparł się na lausie i mówił:

— Znudziło nas spłacanie tego cośmy winni „białemu“ co jest synem czy zięciem Radży Laut’a. Człowiek ten! Oby grób jego matki znieważonym został! Człowiek ten, nie zadawalnia się przywłaszczoną sobie nad nami władzą. Na życie nasze nastaje, handlowe stosunki ośmiela się zawiązywać z Djaksami, mieszkańcami lasów, do małp podobnymi, bo i tyle warci są, co małpy. Od nich kupuje guttahirattands[1], gdy my z głodu zdychamy. Nie dalej jak onegdaj idę doń i mówię: „Tuan Almayer“ — zmuszeni jesteśmy grzecznie przemawiać do „białych“, do pomiotu samego szatana! — „Tuan Almayer“, mówię, mu, to i to mam do sprzedania, kupuj, a on — psy białe pojęcia nie mają o tem jak przemawiać do nas trzeba! on, „Daoud, mówi, — najszczęśliwszy z ludzi“... Tak mówi, jak gdyby nie wiedział, że samem tem słowem niedolę sprowadzić może na gło-

  1. Drzewo cenne.