Strona:PL Joseph Conrad-Banita 125.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nad brzegiem ruszały się szybko cienie ludzi; rozlegały rozkazy, nawoływania. Wzdłuż rzeki rozpalały się ognie, skry i dymy sypały pochodnie i przy czerwonem ich świetle Babalatchi oznajmił, że wszystko do odjazdu dostojnego gościa w pogotowiu.
W czerwonych łunach i czarnego dymu chmurach stał Abdulla, odziany od stóp do głowy w fałdy białych szat, żegnając uprzejmie gospodarza domu i nowych, a już ukochanych sprzymierzeńców. Powtarzał to po raz niewiadomo już który, wstępując pod błękitny baldachim rozciągnięty nad przeznaczoną dlań, najokazalszą łodzią. Wioślarze podjęli wiosła. Dalej! Nie! ciszej! Said Abdulla ma jeszcze słów kilka do zamienienia z dostojnym Lakamba i jego jednookim, sprytnym doradcą: Zanim słońce trzeciego dnia wstanie, okręt jego pruć będzie łono tej rzeki. Lakamba i Babalatchi powątpiewać o tem nie powinni, gdyż wielki jest Allah i pod skrzydłem mocy Jego, Abdulla ben Selim, nie zaznał jeszcze w zamysłach swych zawodu. Wszyscy oni zresztą w Wszechmogącego ręku: Lakamba z domownikami swymi, Babalatchi mądry i sprytny, on Abdulla ben Selim, najwierniejszy z wiernych wyznawców Proroka i ten „biały“, ziarno piasku na rozsypanych archipelagu wyspach, co spoczywa teraz u ogniska ongi potężnego, dziś pokonanego i ślepego wodza Omara, przyciskając do piersi jego córkę...
Tymczasem łódź pomknęła unosząc przedsiębiorczego kupca ku przystani, gdzie u ujścia rzeki, okręt jego stał na kotwicy.

∗                    ∗