Strona:PL Joseph Conrad-Banita 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gnacji. Wstydził się sam przed sobą wewnętrznego tego zamętu. Zresztą, co tam? Skąd wahania? Poco myśleć i mówić o tem, co było postanowione... Skrupuły są dla naiwnych. Rzeczą każdego rozsądnego człowieka zapewnić sobie szczęście, tak i tem, co mu się do szczęścia niezbędnem zdaje. Ażali ślubował Luigardowi dochowanie tajemnicy, ażali go „król mórz“ o to prosił? Miałaż troska o interesy materialne bogatego przedsiębiorcy, ważyć na szali szczęścia Willemsa?
Szczęścia?... A jeśli by się mylił i na fałszywej był drodze? Ha! dotąd i zanim owładnęły go te nowe uczucia, pragnienia, w fortunie, w znaczeniu, w pieniądzach widział szczyt szczęścia, a teraz...
Niecierpliwe, naglące pytania Aïszy, przerwały mu tok ponurych myśli, powstałych z rozterki tego, co się sumieniem zowie, gdy z zasad się rodzi, a w słabem sercu Willemsa nawyknieniem raczej było. Wzniósł wzrok na nią i opowiadał jej z cicha. Słuchała pochylona nad nim, uważnie pijąc wzrokiem z ust jego ulatujące słowa. Dobiegające do cichego ustronia, zgiełki ludnej i niezwykłemi wypadkami dnia tego, podnieconej osady, konały w dali, w nocnego spoczynku zapadając ciszę. Ktoś zanucił gardłową piosenkę, przeciągając ostatnie nuty zwrotki. Willems dźwignął się, jak ostrogą tknięty, ale Aïsza położyła mu dłoń na ustach, nasłuchując uważnie. Chrapliwy kaszel przerwał bezładną melopeę. W gąszcz leśny wpadły oddalających się kroków szelesty i nad pobliską rzeką, nad szeregiem zagród, nad wąskim pasem pól ryżowych, nad głębokim, daleko precz, łono wyspy zarastającym lasem, legła cisza głucha, straszna, bardziej ciężka do zniesienia od gwaru bogdaj potyczki. Cisza ta nie-