Strona:PL Joseph Conrad-Banita 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wił — i uważaj proszę, że flaga, którąś wywiesił uszanowaną została. Powiesz to kapitanowi Luigardowi, a i to także, że pierwsze strzały padły stąd, żem ostrzegał...
— Łżesz! — plunąłem mu w oczy! Wstrząsł się, widząc mię tak nieustraszonym. „Stąd pierwsze padły strzały“, powtórzył. Własność prywatna — dodał — własność kapitana Luigarda musi być uszanowaną, o wspólników zaś jego nie dbam, a pan, panie Almayer nie zapomnisz dnia dzisiejszego, chociażbyś żył lat sto i tysiąc nie zapomnisz i to mi wystarcza. Z magazynów kazałem zabrać tylko proch i naboje. Prawdę mówiąc, brzegi te cieszą się protektoratem Niderlandów i są rozkazy, zabraniające trzymania tu broni. Gdzie klucz od małego magazynu?
— Widząc, że mu nie odpowiadam, rzekł: „Pańska, panie Almayer wina, jeśli użyjemy przemocy i wszelakie szkody na pańską spadają odpowiedzialność“. Poczem przywoławszy jednookiego, rozkazał mu odbić zamek w biurku i wyszukać żądanych kluczy. Ale zanim rozkaz został spełniony, djablica czarnomorda, dostała klucze od mojej żony. Spychali do rzeki beczki i tony, osiemdziesiąt trzy! wszystkie. Wszystko, niby bezcenny piasek szło na dno rzeczki, aż się ludzie jego oburzali i Babalachti ośmielił się zrobić uwagę, ganiąc takie marnotrawstwo, lecz mu nakazał milczenie i absolutne posłuszeństwo.
— Przyznać muszę — westchnął Almayer — że umiał im rozkazywać i wyglądał, jak wódz nieustraszony. Gdy beczki i tony, co do jednej, zatopione zostały, wrócił na galerję.