Strona:PL Joseph Conrad-Banita 182.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ciąg do prostowania dróg krzywych i serc krętych, omyłek ludzi i losu, to też w cudze sprawy mieszał się chętnie ze spokojem i pewnością siebie majtka, który spostrzegłszy niedostrzeżone przez kapitana niebezpieczeństwo, na własną rękę i odpowiedzialność ratowałby zagrożoną załogę okrętu. „Życie nauczyło mię wielu rzeczy — mawiał w podobnych razach — a najlepiej radzić potrafi ten, co sam w przeróżnych bywał przygodach“. Słuchano go też chętnie i przyjmowano radę lub pomoc, któremi chętniej jeszcze służył. Nie wypuszczać z pod blizszej lub dalszej opieki tych, nad kim raz ją rozciągnął, było zasadą kapitana.
Pływał po morzach, wylądowywał tu i tam, w nierównych odstępach czasu, głośny, zadowolony, pełen ciekawych anegdot i pożytecznych wiadomości, administrator, rozjemca tam pojednawczy, ówdzie groźny, wszędzie mile witany, kapitan Luigard, był w swoim czasie, najpopularniejszą na wodach Oceanu Spokojnego osobistością.
Teraz, po raz pierwszy zaznał niepowodzenia. Po raz pierwszy zachwiała się w nim wiara w siebie i w swą gwiazdę. Strata ulubionego okrętu, którego szczątki streczały na skałach południowych cieśnin, dotknęła go żywo, a to, czego się dowiedział dotarłszy nareszcie do Sambiru, pocieszyć go nie mogło. Przed laty, przed wielu, party przedsiębiorczością i awanturniczością wrodzoną, nie bez trudu, odkrył ujście rzeki, zbadał jej koryto, baczny na pochwycone od krajowców szczegóły. Sambir był wówczas nową osadą malajczyków. Luigard z odkryciem swem nie pochwalił się przed nikim, nowy rynek przywozu i wywozu zmonopolizował, zape-