Strona:PL Joseph Conrad-Banita 201.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

łym, co był z Lakambą przeciw Patalolo, co jest mym przyjacielem, jak to musisz wiedzieć oddawna. Pokaż mi gdzie mieszka, zaprowadź do niego, chcę z nim pomówić.
— Tylko pomówić, o Tuan! Noc długa, a śmierć bywa szybka! sam to wiesz, nie od dziś żyjesz, śmierci śmiało w oczy patrzyłeś nie raz, lecz i innych nie szczędziłeś. Nie szczędziłeś moich... Przed wielu, wielu laty, spotkaliśmy się... obaj uzbrojeni. Nie przypominasz sobie? Było to w Karymata, daleko stąd. Nie przypominasz sobie?
— Jakże chcesz, kochanku — odrzekł zupełnie szczerze i serjo Luigard — bym mógł pamiętać każdego spotkanego na tylu tak różnorodnych drogach, włóczęgo?
— Haï, haï! — mówił w zamyśleniu, z tropu nie zbity murzyn — więc wszystko to złudzeniem było? Złotem połyskiwało w słonecznej pogodzie, a po burzy pianą brudną spłynęło.
— Może! może! — mruczał Luigard, płacąc mimowolną drwinę wspomnieniom potrąconym przez słowa murzyna.
Tak długo żył śród malajczyków, że przestała go niecierpliwić ich kręta, powolna metoda rozwijania myśli, a nocy tej w szczególnem sam był usposobieniu, gotów jeśli nie słuchać tego co murzynowi mówi, to przynajmniej nie przeszkadzać mu. Wiedział, że Babalatchi ma mu coś do powiedzenia, że się nosi z ukrytą myślą, którą może w rozmowie słówkiem jakiem zdradzić, rzucając światło na to, co w postępowaniu Willems‘a zdawało się kapitanowi ciemnem, zagadkowem. Pragnął potępić i pomścić zdradę na zasadzie nie gniewu i osobi-