Strona:PL Joseph Conrad-Banita 204.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

tem lżej niewolnikowi. Za blizkoś był nas, o! Tuan! głos twój słyszeliśmy ustawicznie. Nie tak teraz. Radży z Batawji mocny jest zapewne, lecz podejść i oszukać go łatwiej. Dobrze głos podnieść musi, byśmy go to usłyszeli, my zaś w potrzebie wołać będziemy wszyscy razem o pomoc i usłuchać nas będzie musiał, chociaż jest „białym“ tylko.
— Jeślim doradzał Patalolo — żywo wtrącił Luigard — to jak brat starszy młodszemu, niedoświadczonemu bratu, dobro wasze mając na celu.
— Tak zwykli mawiać „biali“ — wstrząsał murzyn głową. — Znam was! Tak zwykliście mawiać nabijając fuzję, obnażając miecze. „Masz uledz mi i zostać szczęśliwym, lub głowę połóż“, mówicie słabszym. Dziwniście doprawdy! Wierzycie w wasz tylko, w „białych“ rozum, w „białych“ cnotę, zasługę i wasze szczęście rozdzielać zawszeście gotowi tym, co je brać chcą czy nie chcą, tym, dla których jest ono niedolą. Siłą przewyższacie bestje dzikie, lecz mniej od zwierząt macie wyrozumienia i rozumu, bo sam tygrys dość ma gdy się naje, ale wy! I tygrys rozumie różnicę pomiędzy sobą a innego gatunku zwierzem, lecz wy nie rozumiecie różnic przyrodzonych pomiędzy ludźmi różnorodnych plemion i potrzeb ich i uczuć nie rozumiecie. Mądrzy i silni, własnej tylko nie znacie słabości.
Wyciągnął w górę ramiona, rozpędzając zawisłe nad głową dymy, dłońmi uderzył się w uda.
Luigard patrzył nań z nietajoną ciekawością.
— Apa! Ciszej! — mówił — kogoż tu zabiłem, połknąłem? Pokaż mi choć jednego, któregobym skrzywdził?