Strona:PL Joseph Conrad-Banita 210.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głosu z mogiły, zmarłego nawoływań... Tuan! powiedz mi, powiedz, proszę, czy wy, „biali“, słyszycie, czy rozumiecie zmarłych głosy? czy słyszycie głosy niewidzialnych, pozagrobowe?
Niesłyszymy — odrzekł z prostotą Luigard — gdyż niewidzialni przemawiać nie mogą.
Babalatchi splasnął w dłonie.
— Ależ się skarżą dźwiękiem bez słów — zawołał. — Albo słuch nas myli, albo inne są nasze uszy, lecz my, malajczycy, słyszymy dźwięki i głosy, kędy człowiek został pogrzebany. Dziś jeszcze słyszałem... O! nie chciałbym słyszeć raz drugi! Możem źle zrobił, gdy... Są rzeczy, których żałuję... i wódz umierał z ciężkim bardzo ciężkim bolem w sercu. Pomyliłem się może w wyrachowaniach... O! nie chciałbym znów słyszeć skarg i wyrzutów ust niewidzialnych. Odchodzę stąd, odchodzę. Niech się duch wodza skarży „białemu“, nie niepokoi „białego“, co nie zna ani miłości, ani lęku, ani zmiłowania, samą zna gwałtowność i wzgardę. Pomyliłem się! pomyliłem! Haï! Haï!
Stał z palcem na wargach, jakby dla powstrzymania wyrazu niewczesnych żalów i wyrzutów sumienia. Po chwili wzniósł wzrok i spostrzegłszy dopalające się łuczywo, przyniósł wiązankę smolaków, starannie ociosanych. Zapalił u dogasającej pochodni i wychylając się z dymnego wnętrza szałasu, zamaszystym rzutem ramienia rozżarzył w żywe płomię, którem zatoczył szerokie, ciemności dziedzińca na chwilę rozpraszające, koło. Z ręką przed się wyciągniętą, mówił:
— Tam „białego“ zagroda, tam! za tem olbrzy-