Strona:PL Joseph Conrad-Banita 323.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Potem zwracając się do Willemsa rozkrzyżowała ręce, wołając z wyrzutem:
— Co zrobiłeś ze mną, w coś mię obrócił, przeklęty synu przeklętej matki? Zmienić mnie, wodza córkę, w niewolnicę... niewolnicy! Milcz, ani słowa! Nie truj mię jadem swej mowy. Gdybyż ta choć „białą“ była! ale z mieszańców, przez wszystkich wzgardzonego pokolenia. Sirani!
Wskazała palcem Johannę, cofnęła się o krok, roześmiała głośno, przeciągle.
— Każ jej milczeć, Peter! Każ milczeć — wołała Johanna. — Czarownica, poganka! Wybij ją, odpędź!
Willems spostrzegł rewolwer, który Aïsza rzuciła na ławę przy dziecku w pierwszej chwili bolesnego zdumienia. Wstąpiła weń otucha. Przemówił do żony po niemiecku, nie patrząc na nią:
— Sprzątnij mi natychmiast dziecko — mówił — i... mój, leżący tam, rewolwer. Zmykaj do łodzi, nie tracąc ani chwili. Rozprawię się tu z nią.
Aïsza przystąpiła bliżej i wpatrzona w Johannę, targając opasującą ją złotolitą wstęgę, mówiła śród wybuchów gorzkiego, szalonego śmiechu:
— Dla niej... dla niej.. matki tego co rozsławi imię twe, co chwałę twych czynów opowiadać będzie. Wszystko dla niej. Dla mnie nic... Bierz, bierz wszystko.
Rzucała na ziemię przed Johannę pas swój, bransolety, szpilki złote, wieńczące ją kwiaty, złotem haftowane zasłony przeźroczyste. Włosy jej rozpadły się, pokrywając czarnym płaszczem jej ramiona, obramiając twarz, z której biło obłąkanie.
— Wypędź ją, czarownicę przeklętą — wołała