Strona:PL Joseph Conrad-Banita 332.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miejscu, kędy była ongi osada Lakamby. Jeszcze częściej w lesie, nad strumieniem. Ulubiona ta przez nią miejscowość. Co w niej widzi osobliwszego niewiadomo. Gotowa tam dnie i noce spędzać.
— Z czasem — ciągnął opowiadanie Almayer — uspokoiła się, wszyscy jednak drżą tu przed nią, tylko moja mała, śliczna, mądra Nina, nic sobie z niej nie robiła, owszem od razu przylgnęła do niej, a że z zasady pozwalałem mej jedynaczce robić to, co chce, więc i tego nie broniłem. Czy uwierzysz pan! Ta dzika, szalona kobieta przywiązała się do mojej córki. Nikt bo urokowi Niny oprzeć nie zdoła. Aïsza okazała się doskonałą piastunką. Zdarzyło się raz, że moja mała, zagniewawszy się na mnie i wyrwawszy mi się z rąk, wpadła w rzekę. Córka ślepego Omara — ojciec jej wodzem, jak oni to mówią, był — nie zawahała się ani chwili, rzuciła się w wodę i wyłowiła szczęśliwie małą psotnicę. Ach, teraz jeszcze dreszcz mię przejmuje, gdy wspomnę tę chwilę. O małom nie zwariował. Odtąd Aïsza weszła w skład mego domu i ma u mnie zapewniony byt dopóty, dopóki sam mieć będę garść ryżu. Widziałeś ją pan. Służyła nam do stołu wraz z wiernym moim Ali.
— Co — zawołał podróżny — stara ta wiedźma?
— Ach! — westchnął Almayer — starzejemy tu szybko, bardzo szybko, w przeklętym tym klimacie. Noce spędzane w bagnistych lasach, łamią silniejsze barki. Ja sam...
— Obrzydła rzecz — wyksztusił gość wpół sennie.
Zdrzemnął się na dobre. Almayer, oparty o balustradę wzrok puścił po pogodnem, księżycem