Kilku z nas siedziało przy obiedzie w małej nadrzecznej gospodzie, nie dalej niż trzydzieści mil od Londynu i mniej niż dwadzieścia od tej płytkiej i niebezpiecznej kałuży, której ludzie z naszej nadbrzeżnej żeglugi nadają wspaniałe miano „oceanu Niemieckiego“. Wszyscy byliśmy mniej lub więcej związani z morzem. Za szerokiemi oknami roztaczał się widok na Tamizę, rozległy widok wzdłuż Lower Hope Reach. Ale obiad był ohydny i tylko oczy brały udział w rozkosznej uczcie.
Rozmowę naszą zaprawiał smak słonej wody, która dla tak wielu z nas była prawdziwą wodą żywota. Ten kto zaznał goryczy Oceanu, zachowa jej smak w ustach nazawsze. Lecz paru ludzi z naszej kompanji, rozpieszczonych przez życie na lądzie, uskarżało się na głód. Nie dało się nic przełknąć z tego jedzenia. I naprawdę, wszystko tu miało cechę dziwnej zmurszałości. Drewniana jadalnia sterczała nad błotnistym brzegiem jak nadwodne mieszkanie; deski w podłodze wydawały się zbutwiałe; zgrzybiały kelner dreptał rozczulająco tam i z powrotem przed stoczonym przez robaki, przedpotopowym bufetem; poszczerbione talerze wyglądały, jakby je wygrzebano z jakiegoś przedhistorycznego kopca w pobliżu jeziora z nadwodnemi mieszkaniami, a kotlety przypominały przeszłość bardziej jeszcze zamierzchłą. Przywodziły nieodparcie na myśl mroki pradawnych wieków, gdy pierwotny człowiek,
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/019
Ta strona została uwierzytelniona.
FALK: WSPOMNIENIE