Malutkie białe firaneczki i zieleń doniczek z kwiatami dopełniały podobieństwa. Raz czy dwa, gdy wypadło mi przepłynąć pod rufą statku, dostrzegłem z łódki okrągłe ramię nachylające polewaczkę i zgiętą, gładką głowę dziewczyny, którą będę zawsze nazywał bratanicą Hermanna, ponieważ naprawdę nie słyszałem nigdy jej imienia, pomimo mej zażyłości z całą rodziną.
Ale zażyłość ta rozwinęła się później. Tymczasem zaś, na równi z całą bracią żeglarską tego wschodniego portu, nie mogłem żywić żadnych wątpliwości co do wyobrażeń Hermanna o hygjenie w zakresie odzieży. Był najwidoczniej zwolennikiem noszenia na skórze porządnej, grubej flaneli. Prawie co dnia oglądało się małe sukienki i fartuszki schnące na olinowaniu środkowego masztu, lub rząd drobnych skarpeteczek powiewający na sygnałowych linkach; ale raz na dwa tygodnie cała rodzinna bielizna była obowiązkowo wystawiona na pokaz. Zapełniała caluteńką rufę. Przedwieczorny powiew pobudzał do dziwacznej, flakowatej ruchliwości tę stłoczoną ciżbę bielizny, mającą jakąś niejasną analogję z utopioną, okaleczałą i spłaszczoną ludzkością. Bezgłowe ciała kiwały na człowieka ramionami pozbawionemi rąk; nogi bez stóp kopały fantastycznie powietrze z oklapłym rozmachem; były tam również długie, białe szaty, które chłonęły wiatr przez obszyty koronką otwór u szyi, wydymając się przez chwilę gwałtownie, jakby wskutek przesuwania się jakichś otyłych, niewidzialnych kadłubów. W owe dni można było dostrzec statek na wielką odległość z powodu różnobarwnego, dziwacznego rozruchu panującego na rufie, za środkowym masztem.
Statek Hermanna miał swoje miejsce postoju tuż przedemną, nazywał się zaś Djana — ale nie z Efezu
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/023
Ta strona została uwierzytelniona.