Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.

mniejszego z dwóch hoteli znajdujących się w mieście, zgodziłem Chińczyka. Schomberg, krzepki, włochaty Alzatczyk i straszny plotkarz, zapewniał mnie że wszystko będzie w porządku. „Ten boy jest pierwszorzędny. Przybył ze świtą jego ekscelencji komisarza Tsenga — pan wie. Jego ekscelencja Tseng mieszkał tu u mnie przez trzy tygodnie“.
Cedził głośno i z wielkiem namaszczeniem imię chińskiej ekscelencji, ale mimo to członek świty nie wydał mi się bardzo obiecujący. Lecz wówczas jeszcze nie wiedziałem, jakim Schomberg jest nieodpowiednim blagierem. „Boy“ mógł mieć lat ze czterdzieści, albo i sto czterdzieści, o ile mogłem sądzić; twarz jego należała do chińskiego typu „trupiej czaszki“ i była absolutnie nieprzenikniona. Zanim trzy dni upłynęły, okazał się zdecydowanym palaczem opium, szulerem, niesłychanie zuchwałym złodziejem i pierwszorzędnym szybkobiegaczem. Gdy uciekł — rozwinąwszy największą swą szybkość — i zabrał trzydzieści dwa funty z mych własnych ciężko zarobionych pieniędzy, była to już ostatnia kropla. Chowałem je na wypadek, gdyby trudności doszły do zenitu. Teraz, kiedy ta rezerwa przepadła, czułem się równie biedny i nagi jak fakir. Nie zniechęcałem się jednak do mego statku, mimo wszelkich udręk jakie mi sprawiał, ale czego nie mogłem wytrzymać, to długich, samotnych wieczorów w kajucie, której powietrze, nasycone zapachem cieknącej lampy, drżało od chrapania pomocnika. Ów człowiek zamykał się w swej dusznej kabinie punktualnie o ósmej i wydawał grube, odrażające odgłosy, jak nalana wodą trąba. To było doprawdy okropne, że nie mogłem się nawet martwić w spokoju na własnym okręcie. Wszystko na tym świecie, roz-