żeczki, którą miałem będąc chłopcem; otóż był tam jeden centaur na pierwszym planie, wspinający się na tylne kopyta, z łukiem i strzałami w ręku, o regularnych, surowych rysach i olbrzymiej, kręconej, falistej brodzie spływającej na piersi. Twarz Falka przypominała mi owego centaura. W dodatku Falk robił wrażenie istoty złożonej. Nie był człowiekiem-koniem, to prawda, nie był człowiekiem-statkiem. Mieszkał na swoim holowniku, który pędził wiecznie w górę albo w dół rzeki, od wczesnego ranka aż do rosistego wieczoru. W ostatnich promieniach zachodzącego słońca można było dostrzec daleko w dole rzeki jego brodę powiewającą wysoko na białej budowli, sunącej pod prąd wśród spienionej wody aby zarzucić na noc kotwicę. Na mostku widać było tors biało ubranego mężczyzny i ciepłą plamę bronzowej brody, ale od pasa ów mężczyzna był ukryty za poprzecznemi, białemi linjami poręczy mostkowych, które prowadziły oko do spiczastych, białych zarysów dziobu prującego błotnistą wodę rzeki.
Rozłączony ze swoim statkiem, Falk robił wrażenie — przynajmniej na mnie — niekompletnego. A i holownik bez głowy i torsu swego dowódcy na mostku wyglądał jak okaleczały. Lecz Falk opuszczał go bardzo rzadko. Przez cały czas mego pobytu w przystani widziałem Falka tylko dwa razy na brzegu. Pierwszy raz spotkałem go u dzierżawców mego statku; wszedł z miną mizantropa aby odebrać należność za holowanie francuskiej barki w dniu poprzednim. Za drugim razem ledwie mogłem uwierzyć własnym oczom, gdyż zobaczyłem go w bilardowym pokoju Schomberga, siedzącego na trzcinowem krześle, z brodą wspartą o łokieć.
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.