Bardzo było zabawnie patrzeć jak wyraźnie Schomberg Falka ignoruje. Sztuczność tego ignorowania odbijała jaskrawo od naturalnej obojętności Skandynawa. Okazały Alzatczyk rozmawiał głośno ze swymi gośćmi, chodząc od stolika do stolika, tylko obok krzesła Falka przechodził z oczyma utkwionemi prosto przed siebie. Falk siedział z nietkniętą szklanką u łokcia. Musiał znać z widzenia i nazwiska każdego z białych znajdujących się w pokoju, ale nie odzywał się absolutnie do nikogo. Zareagował na moją obecność opuszczeniem powiek, i to było wszystko. Siedział na krześle, wyciągnąwszy nogi przed siebie, i niekiedy przesuwał rękoma po twarzy z góry na dół, wzdrygając się przytem zlekka prawie niedostrzegalnym ruchem.
Takie miał przyzwyczajenie, i znałem je oczywiście doskonale, ponieważ nie można było spędzić godziny w towarzystwie Falka, nie dziwiąc się temu gestowi, przerywającemu często długi okres bezruchu. Był to gest namiętny i niewytłumaczony. Zjawiał się we wszystkich możliwych okolicznościach, naprzykład po wysłuchaniu przez Falka szczebiotu małej Leny o cierpiącej lalce. Dzieciarnia oblegała zawsze szczelnie jego nogi, choć się trochę przed nią cofał w łagodny sposób. Odnosiło się jednak wrażenie, że Falk bardzo jest przywiązany do całej rodziny. Szczególniej do samego Hermanna. Ubiegał się o jego towarzystwo. Naprzykład w wypadku o którym mówię, musiał właśnie czekać na Hermanna, bo z chwilą gdy ten się pokazał, wstał śpiesznie i obaj wyszli razem. Po ich odejściu Schomberg wykładał w mojej obecności trzem czy czterem gościom swoją teorję o Falku; zapewniał że Falk kocha się w bratanicy kapitana Hermanna, i twierdził z całą pewnością że nic z tego nie będzie.
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.