Zupełnie to samo było zeszłego roku, kiedy kapitan Hermann przyjechał tu po ładunek.
Nie wierzyłem oczywiście Schombergowi, ale przyznaję że przez pewien czas obserwowałem pilnie co się dzieje. Nie spostrzegłem nic poza pewnem zniecierpliwieniem Hermanna. Na widok Falka wchodzącego na schodnię, zacny ten człowiek zaczynał mruczeć pod nosem i żuć w zębach coś co wyglądało na niemieckie przekleństwa. Ale, jak już zaznaczyłem, nie znam niemieckiego języka, a z łagodnej, okrągłookiej fizjonomji Hermanna nic się nie dało wyczytać. Patrząc tępo przed siebie, witał Falka słowami: „Wie geht’s“, albo angielskiem: „How are you?“ wypowiadanem gardłowym tonem. Dziewczyna spoglądała przelotnie w górę, poruszając zlekka wargami; pani Hermann opuszczała ręce na kolana i mówiła płynnie do Falka przez jaką minutę lub dwie swym miłym głosem, zanim znów się wzięła do szycia. Falk rzucał się na krzesło, wyciągał długie nogi i zwykle przesuwał namiętnie rękami w dół po twarzy. W stosunku do mnie nie był wyraźnie impertynencki, wyglądało to raczej, że się nie może zaprzątać takiemi drobnostkami jak moja egzystencja; w gruncie rzeczy zaś, mając w ręku monopol, nie potrzebował wysilać się na uprzejmość. Był i tak pewien, że otrzyma wymuszoną przez siebie opłatę za holowanie — czy będzie się srożył czy uśmiechał. Ściśle mówiąc, nie robił ani jednego ani drugiego; ale wkrótce zdołał zadziwić mię niepomału i rozpętać bardziej niż kiedykolwiek język Schomberga.
Stało się to w sposób następujący. Przy ujściu rzeki znajdowała się płytka mielizna, którą należało usunąć; tymczasem władze państwa były pobożnie zajęte zło-
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/041
Ta strona została uwierzytelniona.