kiem. Skroś poszarpaną mgłę dymu pędzącą po rzece mignął mi Falk — jego kwadratowe, nieruchome ramiona pod białym kapeluszem, wielkim jak koło od wozu, jego czerwona twarz, żółte, wytężone oczy, wielka broda. Zamiast trzymać straż na przodzie, odwrócił się umyślnie plecami do rzeki, aby wpatrywać się w holowaną przez siebie Djanę. Wysoki, ciężki statek, z którym się nigdy jeszcze nikt tak nie obszedł, wyglądał jakby stracił zmysły; zboczył z drogi, niby szalony, wbrew swemu sterowi, i przez chwilę leciał wprost na nas, groźny i niezgrabny, jak zbiegła góra. Gnał przed sobą piętrzącą się, syczącą, kipiącą falę, która sięgała do połowy sztaby na tępym dziobie; załoga moja zawyła jednym wielkim głosem — i wstrzymaliśmy oddech w piersiach. To była groźna chwila. Ale Falk trzymał Djanę! Miał ją w swych szponach. Zdawało mi się że słyszę świst stalowej liny holowniczej, rozkołysanej na dziobówce Djany, wśród majtków uciekających przed nią we wszystkich kierunkach. To była groźna chwila. Hermann ze zwichrzonemi włosami, w tabaczkowej flanelowej koszuli i spodniach koloru musztardy, rzucił się z pomocą do koła. Widziałem jego okrągłą twarz pełną zgrozy; widziałem nawet jego zęby, odsłonięte w okropnym, nieruchomym grymasie; i wśród potężnego, rozkołysanego zgiełku wód między obu statkami Djana przesunęła się tak blisko, że byłbym mógł rzucić szczotką w głowę Hermanna, gdyż zdaje mi się że przez cały czas trzymałem obie szczotki w rękach. Jednocześnie zaś pani Hermann siedziała spokojnie na luce świetlnej z wełnianym szalem na plecach. Zacna kobieta w odpowiedzi na moje gesty pełne oburzenia powiała ku mnie chustką, kiwając głową i uśmiechając się w najuprzejmiejszy sposób. Chłopcy, nawpół ubrani,
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.