Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.

gołych ścianach zabierali głos, oddychali, i byli karmieni wstrętnem mięsem bawolem. Schomberg zamilkł i otworzył usta dopiero po to, aby w nie wsunąć łyżkę tłustego ryżu. Zawrócił śmiesznie oczyma przy połykaniu gorącego pokarmu i zaczął mówić na nowo.
— To jest wprost poniżające. Zanoszą mu do sterowni tacę z półmiskiem i nakryciem, a on zamyka oboje drzwi zanim się weźmie do jedzenia. Naprawdę! Musi się sam siebie wstydzić. Niech pan zapyta maszynisty. Nie może się obejść bez maszynisty, rozumie pan, a ponieważ od żadnego szanującego się człowieka nie można oczekiwać, że się zgodzi na taki wikt, Falk dodaje im na strawne jeszcze piętnaście dolarów miesięcznie. Ręczę panu, że to prawda! Niech pan tylko zapyta Ferdynanda da Costa. Tak się nazywa maszynista, którego Falk ma teraz na statku. Musiał go pan widzieć w moim zakładzie; delikatny, ciemnowłosy młodzieniec o bardzo pięknych oczach i małym wąsiku. Przybył tu przed rokiem z Kalkuty. Mówiąc między nami, domyślam się że tamtejsi lichwiarze musieli na niego nastawać. Chwyta każdą okazję, żeby wpaść do mnie na obiad czy na śniadanie, bo niechże mi pan powie, cóż to za przyjemność dla dobrze wychowanego młodzieńca jadać samotnie w swojej kajucie — jak dzika bestja? Falk sobie wyobraża, że jego maszyniści będą znosili takie rzeczy za piętnaście dolarów pensji extra. A te krzyki na statku za każdym razem gdy jakiś lekki zapach kuchenny rozejdzie się po pokładzie! Nie uwierzyłby pan! Któregoś dnia da Costa namówił kucharza żeby mu usmażył kotlet — i to kotlet z żółwia, wcale nie wołowy — no i tłuszcz się przypalił, czy coś w tym rodzaju.