do postępowania Falka w interesach, które to postępowanie nie miało według mnie nic wspólnego z moralnością czy nawet przyzwoitością w najpospolitszym gatunku. Jakże ja muszę wyglądać marnie i nic nie znacząco, jeśli ten człowiek ośmiela się mnie w taki sposób traktować — rozmyślałem, skręcając się w duchu z niemej udręki. I tak gorliwie posyłałem w myśli do wszystkich djabłów Falka i jego dziwactwa, że zapomniałem o egzystencji Schomberga, póki mnie nie chwycił nagląco za ramię.
— No, panie kapitanie, może pan myśleć i myśleć aż wszystkie włosy panu z głowy wypadną, ale w żaden inny sposób pan tego nie wytłumaczy.
Ze względu na spokój i ciszę zgodziłem się z nim śpiesznie, w nadziei iż mię już teraz zostawi w spokoju. Ale słowa moje odniosły tylko ten skutek, że wilgotna twarz Schomberga rozjaśniła się przebiegłą dumą. Cofnął na chwilę rękę, aby spędzić czarną masę much z cukiernicy i znów mię chwycił za ramię.
— Z całą pewnością. Wszyscy wiedzą, że Falk chciałby się ożenić. Ale nie może. Przytoczę panu jeden przykład. Otóż przed dwoma laty niejaka panna Vanlo, bardzo dystyngowana młoda osoba, przybyła tu aby prowadzić dom swemu bratu, Fredowi, który miał na wybrzeżu warsztat dla mniejszych reperacyj. Nagle Falk zaczyna chodzić po obiedzie do ich willi i siedzi godzinami na werandzie, nic nie mówiąc. Biedna dziewczyna nie miała pojęcia co z takim człowiekiem robić, to też wciąż grała na fortepianie i śpiewała mu co wieczór; ledwie nie padła ze zmęczenia. A przytem zdaje się że wcale silną nie była. Miała już trzydziestkę, a klimat porządnie dał jej się we znaki. No i — uważa pan — Fred musiał siadywać
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/057
Ta strona została uwierzytelniona.