Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

stwo okrętów, i leżało w ich interesie, żeby na rzece łatwo było o holowanie. Rozumie pan?… No więc — wracając do rozmowy Falka z Siegersem — zawsze się znajdzie jakieś ucho przy dziurce od klucza, nieprawdaż? I rzeczywiście — zniżył ton poufnie — w tym wypadku ucho należało do mego dobrego znajomego — może pan tu go spotkać każdego wieczoru — tylko że niestety rozmawiali dość cicho. W każdym razie mój przyjaciel jest pewien, że Falk usiłował się tłumaczyć na wszelki sposób, a stary Siegers bardzo kaszlał. I potem także Falk chciał się ciągle żenić. Jakże! Wszyscy wiedzą, że ten człowiek tęskni od lat za założeniem rodzinnego ogniska. Ale nie chce się narazić na wydatki, i kiedy przyjdzie mu włożyć rękę do kieszeni — odrzuca go poprostu. To jest najprawdziwsza prawda. Zawsze to mówiłem, a dzisiaj każdy ze mną się zgodzi. Co pan o tem myśli — no?
Odwoływał się do mego oburzenia, ale miałem ochotę mu dokuczyć, i zauważyłem że „wydaje mi się to bardzo nędzne, jeżeli tak jest naprawdę“.
Skoczył na krześle, jak gdybym wbił w niego szpilkę. Nie wiem co byłby mi odpowiedział, ale w tej samej chwili usłyszeliśmy przez nawpół otwarte drzwi bilardowego pokoju kroki dwóch ludzi wchodzących z werandy, gwar dwóch głosów; rozległo się ostre stukanie monetą o stolik i Schombergowa z niezdecydowaniem nawpół podniosła się z krzesła. „Siedź spokojnie“, syknął mąż na nią, poczem krzyknął donośnie gościnnym, jowialnym tonem, pozostającym w jaskrawej sprzeczności z gniewnem spojrzeniem, po którem żona jego znów się opuściła na krzesło:
— Proszę panów, siedzimy tu jeszcze przy śniadaniu.