Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.

Udaliśmy że go nie słyszymy. Lecz podniecenie Hermanna nagle opadło, jak kipiąca woda w garnku odsuniętym od ognia. Zacząłem mu przekładać, że skończył już teraz z Falkiem i jego przeklętym holownikiem. Przecież on, Hermann, nie pojawi się może całemi latami w tej części świata, ponieważ zamierza sprzedać Djanę przy końcu tej podróży („Wrócimy do domu parowcem jako pasażerowie“, mruknął machinalnie). Był zatem przed złośliwością Falka zabezpieczony. Pozostaje mu tylko popędzić do swoich agentów i wstrzymać zapłatę rachunku za holowanie, póki jeszcze nie miał czasu tam pójść i podjąć pieniędzy.
Zaduma, z jaką Hermann zabrał się do ustawiania swego parasola, opierając go o brzeg stołu, była krańcowo sprzeczna z duchem tej mojej rady.
Gdy śledziłem ze zdziwieniem jego skupione wysiłki, rzucił na mnie jedno czy dwa zakłopotane, nawpół nieśmiałe spojrzenia. Potem usiadł.
— Wszystko to bardzo pięknie — rzekł z namysłem.
Nie ulegało wątpliwości, że wyholowanie Hermanna z portu wbrew jego woli wyprowadziło go z równowagi. Jego flegma została głęboko wstrząśnięta, bo inaczej nie byłby się nigdy zdecydował spytać mnie nagle, czy nie zauważyłem że Falk zerka na jego siostrzenicę.
— Nie więcej ode mnie — odpowiedziałem ze ścisłą prawdą. Dziewczyna miała powierzchowność tego rodzaju, że w pewnem znaczeniu musiało się na nią spoglądać. Nie mówiła nic, ale wypełniała w sposób jak najprzyjemniejszy dla oka dobry kawał przestrzeni.
— Ale pan, panie kapitanie, nie jest człowiekiem tego samego pokroju — zauważył Hermann.