Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

ze mną przywitać, a młodzi urzędnicy siedzący naokoło pokoju, pochyleni nad robotą, spojrzeli ku mnie w górę z nad swoich papierów. Tłuścioch nie czekał na moją skargę, i sapiąc ciężko, udzielił mi wiadomości takim tonem, jakby sam nie chciał temu wierzyć, że Falk — kapitan Falk — oświadczył — oświadczył stanowczo — że nie będzie holował mojego statku — że nie chce mieć nic do czynienia z moim statkiem — ani dziś, ani jakiegokolwiek innego dnia. Nigdy!
Ze wszystkich sił starałem się zachować zimną krew, ale musiało być jednak widoczne jak bardzo jestem zaskoczony. Rozmawialiśmy na środku pokoju. Nagle za memi plecami jakiś osioł wytarł nos z wielkim hałasem, a jednocześnie inny gryzipiórek zerwał się i wyszedł pośpiesznie na schody. Przyszło mi na myśl, że muszę mieć bardzo głupią minę. Zażądałem gniewnie widzenia się z pryncypałem w jego prywatnym gabinecie.
Skóra na głowie Siegersa prześwitywała trupią białością między stalowo siwemi pasmami włosów, zaczesanemi gładko na krzyż na wierzchu czaszki od ucha do ucha, nakształt bandaża. Jego wązka, zapadła twarz była jednostajnego, trwałego koloru terrakoty, jak naczynie z gliny. Był chorowity, chudy i mały, a przeguby u rąk miał jak dziesięcioletni chłopiec. Ale z tego słabego ciała wydobywał się gniewny głos, niesłychanie głośny, szorstki i dźwięczący, głos o wielkim rezonansie, jakby wydawany przez jakiś potężny mechanizm w rodzaju rogu. Nie wiem co robił z tym głosem w prywatnem, domowem życiu, ale w szerszym zakresie interesów głos ów przedstawiał tę korzyść, że umożliwiał odpieranie argumentów bez naj-