Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

szwy szewiotowego surduta było widać jego białą nagość. Na szyi miał resztki papierowego kołnierzyka. Spojrzał na nas z powagą i zdumieniem, chwiejąc się na nogach. „Skąd się pan tu wziął?“ zapytał. Upadłem na duchu. Jakże mogłem być taki głupi, żeby dla czegoś podobnego tracić czas i energję!
— Ale zabrnąwszy już tak daleko, podszedłem do Johnsona i wyłożyłem mu cel mojej wizyty. Chodzi mi o to, aby zabrał się ze mną odrazu, spędził noc u mnie na statku, i jutro z pierwszym odpływem pomógł mi przeprowadzić statek przez rzekę — bez użycia pary. Mój bark ma sześćset ton pojemności i dziewięciostopowe zanurzenie rufą. Zaproponowałem Johnsonowi osiemnaście dolarów za jego znajomość terenu; przez cały ten czas były marynarz przypatrywał się uważnie ze wszystkich stron bananowi, podnosząc go do oczu to z jednej, to z drugiej strony.
— Pan zapomniał mnie przeprosić — rzekł wreszcie bardzo wyraźnie. — Nie będąc sam dżentelmenem, nie czuje pan prawdopodobnie, gdy się pan dżentelmenowi narzuca. Ja jestem dżentelmenem. Życzę sobie aby pan zrozumiał, że kiedy jestem przy pieniądzach to nie pracuję, a teraz właśnie…
Byłbym go uznał za zupełnie trzeźwego, gdyby się nie zatrzymał i nie zaczął trzeć z wielkiem zajęciem dziury w spodniach na kolanie.
— Mam pieniądze — i mam przyjaciół. Tak jak i każdy dżentelmen. Możeby pan chciał poznać mego przyjaciela? Nazywa się Falk. Mógłby pan pożyczyć od niego trochę pieniędzy. Niech się pan stara zapamiętać: F-A-L-K. Falk. — Zmienił ton nagle. — Szlachetna dusza — rzekł z roztargnieniem.
— Więc Falk dał panu pieniędzy? — spytałem,