Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.

aby go pociągnąć za język. Falk wyprostował się na krześle, ale jego twarz była niezdolna do wyrażania wzruszeń, tylko źrenice rozszerzyły mu się bardzo widocznie, do tego stopnia że tęczówki wyglądały jak dwa wąskie, żółte pierścienie.
— O tak! Hermann ma doprawdy jaknajwiększy…
— Niech pan weźmie karty do ręki, Schomberg zerka na nas z za rolety! — rzekłem.
Zrobiliśmy kilka ruchów, które mogły uchodzić za partję écarté. Wkrótce niemożliwy plotkarz wycofał się, prawdopodobnie aby tamtym z bilardowego pokoju udzielić wiadomości, że obaj gramy na werandzie jak szaleni.
Nie była to wprawdzie szulerka, ale jednak była to gra; i w trakcie jej czułem, że trzymam w ręku atuty. Stawką było w gruncie rzeczy powodzenie podróży — dla mnie; a co do niego obawiam się że nie miał nic do przegrania. Nasza zażyłość dojrzewała szybko, i już na początku rozmowy zrozumiałem, że zacny Hermann użył mnie za narzędzie. Zdaje się że ten prostoduszny i przebiegły Germanin wygrywał mnie przeciw Falkowi, przedstawiając mię w świetle rywala. Byłem dość na to młody aby zgorszyć się takim fałszem.
— Czy mówił to panu wyraźnie? — spytałem z oburzeniem.
Nie mówił tego wyraźnie. Dawał mu to jednak do zrozumienia, i oczywiście niewiele było potrzeba żeby Falka zaniepokoić; ale zamiast się oświadczyć, przedsięwziął kroki aby usunąć rodzinę z pod mego wpływu. Był najzupełniej otwarty — tak jak jest otwartą dachówka spadająca komuś na głowę. Nie było fałszu w tym człowieku; a kiedy mu winszowałem