Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/087

Ta strona została uwierzytelniona.

doskonałości przedsięwziętych przez niego kroków — aż do przekupienia nieszczęsnego Johnsona włącznie — szczerze przeciw temu zaprotestował. Nikogo nie przekupywał. Wiedział że tamten nie weźmie się do pracy, póki będzie miał w kieszeni kilka centów żeby się upić, i naturalnie (powiedział — „naturalnie“) dał mu parę dolarów. Dalej mówił że sam jest marynarzem i przewidywał zgóry, jak się inny marynarz — taki jak ja — zachowa w tym wypadku. Z drugiej zaś strony nie wątpił, że byłoby się to źle dla mnie skończyło. Nie napróżno się tłukł w górę i w dół po tej rzece przez ostatnich siedem lat. Nie okryłoby mnie to wstydem, ale — twierdził z całą pewnością — byłbym wpędził bardzo niefortunnie swój statek na mieliznę dwie mile poniżej Wielkiej Pagody…
A z tem wszystkiem nie miał złej woli. To było wyraźne. W tej chwili decydującej jedynym jego celem było zyskać na czasie — tak sobie to wyobrażam. Wspomniał następnie, że pisał do Hong-Kongu aby mu przysłano trochę biżuterji — prawdziwie ładnej biżuterji. Odbierze ją za dzień lub dwa.
— No więc — rzekłem wesoło — wszystko w porządku. Nie pozostaje panu nic innego, tylko ofiarować pannie klejnoty razem z sercem, i żyć potem w wiecznej szczęśliwości.
Miałem wrażenie, że Falk jest naogół w zgodzie z tym moim projektem, co się tyczy dziewczyny, lecz nagle spuścił powieki. Jeszcze stoi coś na przeszkodzie. Przedewszystkiem to, że Hermann tak bardzo go nie lubi. Co się mnie tyczy, przeciwnie, nie może się mnie dosyć nachwalić. Taksamo i pani Hermann. Falk nie wie dlaczego oboje go tak nie lubią. To ogromnie wszystko utrudnia.