do oszustwa. To się rzucało w oczy. Mógłbym z równą słusznością podejrzewać dziewczynę o krzywy kręgosłup.
Spostrzegłem się że słońce zachodzi. Dym z holownika unosił się hen daleko u ujścia rzeki. Trzeba już było wejść w rolę ambasadora; przypuszczałem że układy nie będą trudne, bylem tylko nie dał nic poznać po sobie. Wszystko to wyglądało zbyt dziwacznie i bezsensownie, osądziłem więc że będzie najlepiej, jeżeli przybiorę ton pełen powagi. Ćwiczyłem się w nim już po drodze, jadąc łódką, ale z chwilą gdy się znalazłem na pokładzie Djany, ogarnęła mię nieśmiałość wprost niepojęta. Natychmiast po przywitaniu Hermann zapytał skwapliwie, czy aby Falk nie wspominał o znalezieniu białego parasola.
— Sam go panu zaraz przyniesie — rzekłem bardzo uroczyście. — A tymczasem poruczył mi pośrednictwo w ważnej sprawie, i prosi o przychylne jej rozpatrzenie. Jest zakochany w pańskiej siostrzenicy…
— Ach so! — syknął z gniewem, który zmienił moją udaną powagę w najszczerszy niepokój. Co znaczył ten ton? Mówiłem spiesznie dalej:
— Pragnie, oczywiście za pańskiem zezwoleniem, prosić ją aby została jego żoną, zaraz — to znaczy zanim państwo stąd odjedziecie. Pomówiłby o tem z konsulem.
Hermann usiadł i zaczął gwałtownie palić. Strawił z pięć minut na tych rozmyślaniach pełnych wściekłości, aż wreszcie, wyjąwszy z ust długą fajkę, wybuchnął gorącą filipiką przeciwko Falkowi — przeciw jego chciwości, głupocie („człowiek który ledwie potrafi odpowiedzieć „tak“ albo „nie“ na najzwyklejsze pytanie“) — przeciw jego oburzającemu traktowaniu
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/095
Ta strona została uwierzytelniona.