starając się tylko ominąć widok szalejącego Hermanna. Kapitan Djany wyglądał śmiesznie, a stawał się prawie straszny wskutek milczenia wszystkich obecnych. Był to widok godny pogardy, a stawał się przerażającym wskutek nieprzepartego wstrętu Hermanna do owego okropnego zwierzenia, które go nagle spotkało, przynosząc wiadomość o fakcie tego rodzaju. Chodził wielkim krokiem po kajucie i dyszał ciężko. Jakże Falk śmiał przyjść do niego z czemś podobnem? Czy wyobraża sobie, że można mu pozwolić na przebywanie w tej samej kajucie, gdzie mieszkają jego, Hermanna, żona i dzieci? Powiedzieć bratanicy! Falk spodziewa się, że on, Hermann, powie to swojej bratanicy! Córce własnego brata! To bezwstydne! Czy słyszałem kiedy o podobnej bezczelności? — zwrócił się do mnie.
— Ten człowiek powinien zejść ludziom z oczu, zamiast…
— Przecież to jest dla mnie wielkie nieszczęście. Przecież to jest dla mnie wielkie nieszczęście — wykrzykiwał Falk od czasu do czasu.
Ale Hermann biegał wciąż, obijając się często o rogi stołu. W końcu zgubił pantofel; skrzyżowawszy ramiona na piersiach, podszedł z jedną nogą w pończosze bardzo blisko do Falka i zapytał, czy sobie wyobraża że jest gdziekolwiek na ziemi kobieta dość na to opuszczona, aby wiązać się z podobnym potworem? Czy Falk tak myśli? Czy może doprawdy tak myśleć? Starałem się go powstrzymać. Wyrwał mi się z rąk; znalazł swój pantofel, i usiłując go włożyć, piorunował dalej, stojąc na jednej nodze — a tymczasem Falk siedział z twarzą nieporuszoną i odwróconemi oczyma, trzymając potężną swą brodę w obszernej dłoni.
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.