Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Z początku nie mogłem zrozumieć ani jednego słowa, ale zobaczyłem że Hermannowa — która posłyszała hałas i weszła do kajuty ze zdziwieniem i łagodnem niezadowoleniem malującem się wyraźnie na twarzy — ujawnia teraz głębokie, bezradne wzburzenie. Mąż przywitał ją potokiem gardłowych słów; oparła się natychmiast ręką o gródź, żeby nie upaść, drugą zaś chwyciła się za luźną suknię na piersi. Hermann przemawiał do obu kobiet z niezwykłą gwałtownością; kawał koszuli zwieszał mu się z za pasa; tupał, zwracając się od jednej do drugiej; czasem wyrzucał w górę oba ramiona, wprost nad potarganą głową, i trzymał je w tej pozycji, wygłaszając ustęp swego oskarżenia; to znów krzyżował gwałtownie ręce na piersiach, albo też syczał z gniewu, garbiąc się i wysuwając głowę naprzód. Dziewczyna płakała.
Nie zmieniła pozy. Z jej spokojnych oczu, które utkwiła bacznie we drzwiach, odprowadziwszy wychodzącego Falka, płynęły szybkie, gęste łzy na jej ręce, na robotę leżącą na kolanach, ciepłe i łagodne jak deszcz wiosenny. Płakała, nie krzywiąc się wcale, bezgłośnie — bardzo wzruszająca, bardzo spokojna, z litością raczej niż bólem na twarzy, jak się płacze ze współczucia, nie ze zmartwienia, a przed nią Hermann perorował. Pochwyciłem kilka razy słowo „Mensch“, człowiek, a także „fressen“, który to wyraz wyszukałem potem w słowniku. To znaczy „pożreć“. Hermann zdawał się prosić dziewczynę o jakąś odpowiedź; chwiał się na nogach. Siedziała, milcząc, bez ruchu, wreszcie jego wzburzenie i ją ogarnęło; złożyła dłonie, wydatne jej wargi rozchyliły się, ale żaden dźwięk z nich nie wyszedł. Hermann zaczął jej piskliwie wymyślać, ramiona jego chodziły jak skrzydła wia-