Zaznaczam, że myśl o samobójstwie nawet nie postała mu w głowie. Przyszło mi na myśl zapytać:
— Gdzie się rozbił ten wasz okręt?
Drgnął i rzekł z roztargnieniem:
— Daleko na południu.
— Tu pan nie jest na dalekiem południu — rzekłem. — Gwałt panu nic nie pomoże. Odebraliby ją panu natychmiast. A jak się ten okręt nazywał?
— Borgmester Dahl — odrzekł. — Ale to nie było rozbicie.
Zdawał się budzić stopniowo z transu; budził się uspokojony.
— Więc nie rozbicie? A cóż to było?
— Uszkodzenie śruby — odrzekł, z każdą chwilą przychodząc bardziej do siebie. Stąd się dopiero dowiedziałem, że to się działo na parowcu. Przypuszczałem do owej chwili, że marli głodem w łodziach czy też na tratwie — a może i na jakiej jałowej skale.
— Więc nie zatonął? — zapytałem ze zdziwieniem. Falk skinął potakująco głową.
— Widzieliśmy już południowe lodowe pola — wyrzekł sennie.
— I pan sam z tego wyszedł?
Falk usiadł.
— Tak. To było dla mnie straszne nieszczęście. Wszystko się na złe obróciło. Wszyscy ludzie przepadli. A ja wyżyłem.
Mając w pamięci to co czytałem o podobnych wypadkach, z trudem zdałem sobie sprawę z właściwego znaczenia jego odpowiedzi. Powinienem był zrozumieć odrazu, ale nie zrozumiałem; tak trudno jest naszym umysłom — pamiętającym tak wiele, tak bardzo wykształconym, wiedzącym o tylu rzeczach — nawiązać
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.