się Falk urodził. Był to pierwszy wypadek, że spuszczono tam parowiec na morze. Ochrzciła go córka burmistrza. Wieśniacy okoliczni przebyli w wózkach całe mile aby go obejrzeć. Falk opowiedział mi to wszystko. Przyjęto go w charakterze, jak się u nas mówi, pierwszego pomocnika. Zdaje się iż uważał to za bardzo pomyślną okoliczność; a trzeba dodać, że w swej rodzinnej okolicy ten miłośnik życia był dobrze skoligacony.
Burmistrz miał postępowe pojęcia o zawodzie armatora. W owych czasach nie każdy posiadał dość wiadomości, aby wysłać parowiec z ładunkiem na ocean Spokojny. Naładowano statek sosnowemi deskami, i popłynął na poszukiwanie szczęścia. Zdaje się że Wellington był pierwszym portem, do którego mieli zawinąć. Zresztą to nie ma znaczenia, ponieważ na 44-ym stopniu południowej szerokości, gdzieś wpół drogi pomiędzy przylądkiem Dobrej Nadziei i Nową Zelandją, wspornica śrubowa pękła i śruba odpadła.
Płynęli wówczas, pędzeni przez silną burzę, z żaglami napiętemi dla pomagania maszynom. Ale sama siła żagli nie wystarczała aby utrzymać statek w ruchu. Gdy śruba odpadła, parowiec zakręcił się gwałtownie na miejscu i zmiotło maszty z pokładu.
Utrata masztów miała tę złą stronę, że nie było na czem wywiesić flagi aby dać się widzieć na odległość. W ciągu paru pierwszych dni kilka okrętów nie dostrzegło Borgmestra Dahla, a burza spędziła statek z morskiego szlaku. Od pierwszej chwili podróż nie zapowiadała się ani bardzo pomyślnie, ani bardzo harmonijnie. Kłótnie wybuchały na pokładzie. Kapitan, człowiek zdolny, był melancholikiem i nie miał wielkiej władzy nad załogą. Okręt został obficie
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.