ich ratować, podjechawszy mężnie od strony podwietrznej. Fale zamiatały jego pokład; ludzie w nieprzemakalnych płaszczach, uczepieni do takielunku, patrzyli na nich, a oni dawali im rozpaczliwe znaki z nad potrzaskanego nadburcia. Wtem wśród straszliwego szkwału oderwał się na angielskim statku główny topsel i reje; załoga musiała się ratować od zatonięcia pod gołemi masztami i znikli.
Kilka okrętów porozumiewało się już poprzednio z Borgmestrem Dahlem, ale z początku załoga nie chciała opuszczać statku, spodziewając się pomocy od jakiegoś parowca. Na tej szerokości parowców było wówczas niewiele, a gdy już postanowili opuścić martwy, miotany falami zewłok, żaden okręt się nie ukazał. Prądy zapędziły ich na południe poza uczęszczane szlaki. Nie udało im się zwrócić uwagi samotnego statku polującego na wieloryby; niebawem zrąb podbiegunowego lodowego przylądka wyrósł z morza i zamknął południowy horyzont jak mur. Pewnego ranka ogarnął ich lęk, gdy spostrzegli że płyną wśród kawałów lodu. Lecz strach przed zatonięciem minął jak siły tych ludzi, jak ich nadzieje; uderzenia kier obijających się o boki okrętu nie mogły ich zbudzić z apatji; a tymczasem Borgmester Dahl wypłynął cało z pośród kry na wolne morze. Ledwie tę zmianę zauważyli.
Pewnego dnia, gdy statek przewalał się gwałtownie po falach, komin poszedł za burtę; dwie czy trzy łodzie znikły, zmyte z pokładu w czas burzy, a nie przymocowane żórawiki kołysały się tam i sam, miotając poszarpanemi końcami lin, rozbujanemi w takt zataczania się statku. Nikt nic nie robił na okręcie, i Falk przysłuchiwał się często pluskaniu wody
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.