siąknięty wodą kadłub Borgmestra Dahla. Jak się zdaje, statek miał przy końcu szpary i w przedniem, i w tylnem wnętrzu, ale że był naładowany deskami, więc nie mógł zatonąć.
— Umarli wszyscy — rzekł Falk. — Tamtych trzech także — później. Ale ja nie chciałem umrzeć. Wszyscy umarli, wszyscy! Przez to straszliwe nieszczęście. Ale czy ja miałem też swoje życie zmarnować? Czy mogłem swoje życie zmarnować? Niech mi pan odpowie, kapitanie? Byłem wówczas sam, zupełnie sam, tak jak i wszyscy inni. Każdy z nas był sam. Czy miałem oddać swój rewolwer? Komu? Albo czy miałem rzucić go w morze? Cóżby stąd wynikło dobrego? Tylko najlepszy człowiek miał wyżyć. To było wielkie, straszliwe, okrutne nieszczęście.
Wyżył! Widziałem go przed sobą, jakby go zachowano, aby świadczył o potężnej prawdzie nieomylnej i wiecznej zasady. Wielkie krople potu wystąpiły mu na czoło. I nagle grzmotnął sobą o stół, padając nań z wyciągniętemi rękami.
— A to jest gorsze — krzyknął. — To gorszy ból! To jeszcze straszniejsze.
Serce zakołatało we mnie, gdy poczułem jak głębokie przekonanie brzmi w tym okrzyku. A kiedy Falk już odszedł, wywołałem w myśli obraz dziewczyny płaczącej cicho, obficie, cierpliwie, i jakby nieodparcie. Myślałem o jej płowych włosach. Myślałem że gdyby je rozpleść, zakryłyby ją aż do bioder jak włosy syreny. Rzuciła na niego czar. Wyobraźcie sobie człowieka, który strzegł swego życia nieugięcie, z bezlitosną niewzruszonością losu, i któremu przyszło w końcu rozpaczać nad tem, że lewar chybił ongi jego czaszkę! Syreny śpiewają i wabią ku śmierci, ale ta oto pła-
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.