— Teraz będzie pan mógł wziąć tylko jedną kajutę w powrotnej drodze — rzekłem.
— Tak, myślałem już o tem — rzekł prawie wesoło. — Tak! Ja, moja żona, czworo dzieci — wystarczyłaby jedna kajuta. A gdyby i ona jechała…
— A co mówi na to pańska żona? — zapytałem.
Żona jego nie uważa, aby człowiek tego rodzaju mógł dać szczęście dziewczynie; rozczarowała się bardzo do kapitana Falka. Czuła się bardzo zdenerwowana dziś w nocy.
Ci dobrzy ludzie nie byli w stanie pozostać pod jednem wrażeniem przez całe dwadzieścia cztery godziny. Zaręczyłem Hermannowi, iż Falk posiada wszystkie zalety, które mogą zapewnić bratanicy szczęśliwą przyszłość. Odrzekł że mu bardzo miło to słyszeć; i że powtórzy to żonie. Cel jego wizyty wyjaśnił się w końcu. Chciał abym mu pomógł nawiązać stosunki z Falkiem. Bratanica jego wyraziła nadzieję, że nie odmówię im tej uprzejmości. Bardzo tego pragnął widocznie, bo choć wyglądało na to, że zapomniał o dziewięciu dziesiątych z tego co mówił poprzedniego wieczoru i o całem swem oburzeniu, lecz bał się najwidoczniej aby go Falk nie posłał do wszystkich djabłów.
— Pan mi mówił że on jest taki zakochany — zakończył chytrze i rzucił mi bokiem coś w rodzaju lirycznego spojrzenia.
Z chwilą gdy opuścił mój okręt, wezwałem sygnałem Falka, gdyż holownik stał jeszcze wciąż na kotwicy. Wysłuchał tej nowiny ze spokojem i powagą, jak gdyby cały czas się spodziewał, że gwiazdy będą się nim opiekować w swym biegu.
Widziałem ich wszystkich jeszcze raz — jeden jedyny — na tylnym pokładzie Djany. Hermann sie-
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.