był wielkim plusem wobec znanej frywolności Smitha. Krótkowzroczne oczy Amy napełniały się łzami litości na widok biednej myszy schwytanej w pułapkę, a raz kilku chłopców widziało dziewczynę jak klęczała w mokrej trawie, opiekując się ropuchą w opałach. Jeśli to prawda że — jak powiedział pewien Niemiec — niema myśli bez fosforu, jeszcze głębszą prawdą jest że niema dobroci bez pewnej dozy wyobraźni. Amy miała trochę wyobraźni. Miała jej nawet więcej niż trzeba aby zrozumieć cierpienie i przejmować się litością. Zakochała się wśród warunków, które nie zostawiają pod tym względem żadnych wątpliwości; albowiem trzeba wyobraźni aby wogóle sobie stworzyć pojęcie piękna, a tembardziej aby odkryć swój ideał w niezwykłej postaci.
— Jak w niej powstała ta możliwość i co sprzyjało jej rozwojowi jest niezgłębioną tajemnicą. Amy urodziła się w tej wsi i nigdy nie wyruszała z niej dalej jak do Colebrook lub może do Darnford. Służyła przez cztery lata u Smithów. New Barns jest osamotnioną fermą położoną o milę od drogi i Amy dzień w dzień zadawalniała się widokiem tych samych pól, dolinek, wyniosłości, tych samych drzew i żywopłotów, a także i twarzy czterech fornali pracujących w fermie, zawsze tych samych — dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Nie zdradziła się nigdy z chęcią rozmowy i — jak mi się zdawało — nie umiała się uśmiechać. Czasami w piękne niedzielne popołudnie wkładała najlepszą suknię, grube trzewiki, duży, popielaty kapelusz ozdobiony czarnem piórem (widziałem ją w tym stroju), chwytała śmiesznie długą i cienką parasolkę, i minąwszy dwie kładki, wędrowała przez trzy pola oraz dwieście jardów drogi —
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.