nigdy dalej. Stała tam chata Fosterów. Amy pomagała matce poić herbatą młodszą dzieciarnię, poczem myła naczynia, całowała dzieci i wracała na fermę. To było wszystko. Cały jej wypoczynek, cała rozmaitość, całe wytchnienie. Zdawała się nigdy niczego więcej nie pragnąć. A potem zakochała się. Zakochała się skrycie, uporczywie — może bezwolnie. Przyszło to powoli, ale kiedy już nią owładnęło, działało jak potężny czar; była to miłość jak ją rozumieli starożytni — władczy, nieuchronny poryw — opętanie! Tak, ona miała w sobie tę zdolność poddania się czarowi czyjejś twarzy, czyjejś obecności, nieodparcie, jakby była pogańską czcicielką kształtu pod radosnem niebem — i w końcu ocknęła się z tego tajemniczego zapamiętania, z tego czaru, z tych uniesień — wśród trwogi podobnej do niepoczytalnego strachu bydlęcia…
Pod słońcem wiszącem nisko u swego zachodniego kresu przestrzeń łąk, ujętych z obu stron w szkarpy wznoszącego się gruntu, oblokła się we wspaniałość i mrok. Uczucie dojmującego smutku, niby natchnione przez jakąś uroczystą melodję, płynęło z ciszy pól. Ludzie, których spotykaliśmy, przechodzili koło nas wolnym krokiem, bez uśmiechu, ze spuszczonemi oczami, jakby melancholja przemęczonej ziemi obciążyła ich nogi, pochyliła ramiona, wbiła w ziemię oczy.
— Tak — rzekł doktór w odpowiedzi na moją uwagę — możnaby pomyśleć że ziemia jest przeklęta, bo ze wszystkich jej dzieci te, które najściślej z nią współżyją, wyglądają nieokrzesanie i mają chód tak ołowiany, jakby ich serca były spętane łańcuchem. Ale tu na tej samej drodze można było zobaczyć pośród niezdarnych ludzi człowieka zwinnego, giętkiego,
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.