Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

wymknęła się przez podwórze. Uchyliwszy drzwi drewutni, zajrzała do środka i podała przybłędzie pół bochenka białego chleba — „takiego jak to u nas jedzą bogaci“, zwykł był opowiadać.
— Wówczas dźwignął się zwolna z pomiędzy wszelakiego śmiecia, zdrętwiały, głodny, trzęsący się, nieszczęśliwy i nieufny. „Może to zjecie?“ zapytała swym łagodnym, nieśmiałym głosem. Wziął ją prawdopodobnie za jaką „dziedziczkę“. Pożerał żarłocznie, a łzy padały na kromkę. Nagle puścił chleb, chwycił jej rękę i wycisnął na niej pocałunek. Nie bała się włóczęgi. Mimo jego okropnego wyglądu zauważyła że jest przystojny. Zamknęła drzwi i wróciła zwolna do kuchni. Znacznie później opowiedziała to wszystko pani Smith, którą dreszcz przejmował na samą myśl że owo stworzenie mogłoby jej dotknąć.
— Przez ten akt miłosierdzia rozbitek dostał się z powrotem do ludzkiej społeczności i nawiązał stosunki ze swem nowem otoczeniem. Nigdy tego Amy nie zapomniał — nigdy.
— Tego samego rana stary Swaffer, najbliższy sąsiad Smitha, przyjechał aby udzielić mu rady, i skończyło się na tem że zabrał z sobą przybłędę. Biedak stał potulnie, chwiejąc się na nogach, pokryty warstwą nawpół zaschniętego błota a tamci dwaj rozmawiali przy nim niezrozumiałym dlań językiem. Pani Smith oświadczyła, że nie zejdzie na dół póki ten szaleniec się nie wyniesie; Amy Foster śledziła ich z głębi ciemnej kuchni przez otwarte tylne drzwi, a on usiłował wykonać w miarę możności wszystko, co mu nakazywano na migi. Lecz Smith był pełen podejrzeń. „Proszę pana, niech pan uważa! Może to tylko podstęp z jego strony“, krzyknął kilkakrotnie ostrzegawczym