— Bardzo byłem tem wszystkiem zdziwiony. Długie, czarne włosy przybłędy, rozrzucone po słomianem posłaniu, odbijały od oliwkowej bladości jego twarzy. Przyszło mi na myśl że mógłby być Baskiem. Nie wynikało stąd koniecznie aby umiał po hiszpańsku, ale mimo to wypróbowałem na nim kilka znanych mi słów hiszpańskich i usiłowałem także porozumieć się z nim po francusku. Dźwięki, które pochwyciłem, nachyliwszy ucho do jego ust, były dla mnie zupełną zagadką. Tegoż popołudnia młode panie z probostwa (jedna z nich czytała Goethego ze słownikiem, a druga latami zmagała się z Dantem) przyszedłszy w odwiedziny do panny Swaffer, usiłowały porozumieć się z włóczęgą po włosku i po niemiecku, stojąc u progu izby. Cofnęły się, nieco przestraszone potokiem namiętnych słów, któremi je powitał, odwróciwszy się na swej pryczy. Przyznawały że jego mowa była przyjemna dla ucha, miękka, dźwięczna ale — może w połączeniu z wyglądem chorego — brzmiała zastraszająco; takie te dźwięki były jakieś porywcze, takie niepodobne do wszystkiego co się kiedykolwiek słyszało. Chłopaki ze wsi właziły na ławkę aby zajrzeć przez mały, kwadratowy otwór do środka wozowni. Każdy był ciekaw co też Swaffer pocznie z przybłędą.
— A Swaffer trzymał go poprostu u siebie.
— Ludzie byliby uznali starego za dziwaka, gdyby go tak nie szanowano. Mówią o nim, że siaduje aż do dziesiątej godziny w nocy, czytając książki, i mówią także, iż bez wahania gotów jest napisać czek na dwieście funtów. A on sam mógłby panu powiedzieć, że ród Swafferów siedzi tu już od trzystu lat na własnej ziemi, między Colebrook a Darnford. Stary ma lat z osiemdziesiąt pięć, ale nie wygląda ani trochę
Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.