Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

rozbitek nie miał tak dobrego wzroku, dziecko byłoby marnie zginęło — udławiwszy się lepkiem błotem, zaściełającem dno na grubość stopy mniej więcej. Stary Swaffer wyszedł powoli w pole, czekał aż pług z nim się zrówna, popatrzył długo na przybłędę, i nie mówiąc ani słowa, wrócił do domu. Ale od tego czasu strawę dla rozbitka stawiano w kuchni na stole; z początku panna Swaffer przychodziła, cała w czerni i stawała u progu z niezbadaną twarzą, patrząc jak przybłęda robi wielki znak krzyża, nim się weźmie do jedzenia. Zdaje mi się także, że od tego dnia Swaffer zaczął mu płacić stałą pensję.
— Nie mogę opowiadać krok za krokiem dziejów naszego bohatera. Obciął sobie włosy; widywano go we wsi i na drodze, krzątającego się przy robocie jak wszyscy ludzie. Dzieci przestały za nim wołać. Z czasem zdał sobie sprawę z różnic społecznych, ale przez długi czas dziwiło go nagie ubóstwo kościołów wśród takiego bogactwa. Nie mógł także zrozumieć, dlaczego kościoły w powszedni dzień są zamknięte. Niema tam przecież nic do ukradzenia. Czy chodzi o to żeby ludzie za często się nie modlili? Probostwo bardzo się interesowało rozbitkiem w tych czasach, i zdaje mi się że młode panie z plebanji starały się przygotować grunt dla jego nawrócenia. Nie mogły go jednak odzwyczaić od żegnania się znakiem krzyża, choć doprowadziły do tego że zdjął z szyi tasiemkę z paru miedzianemi medalikami wielkości sześciopensowej monety, malutkim metalowym krzyżykiem i czemś w rodzaju czworokątnego szkaplerza. Powiesił to wszystko na ścianie obok łóżka, i co wieczór słyszano jak odmawiał Ojcze nasz niezrozumiałemi słowami, powolnym, żarliwym tonem, jak czynił to jego ojciec