Strona:PL Joseph Conrad-Falk wspomnienie, Amy Foster, Jutro.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

chodząc, że powinien leżeć w łóżku na górze. Załamała ręce.
— „Nie mogę. Nie mogę. On ciągle coś mówi — a ja nie wiem co“.
— Mając w pamięci wszystko co kładziono jej w głowę o tym człowieku, przyjrzałem jej się uważnie. Patrzyłem w jej krótkowzroczne oczy, w te nieme oczy, które raz w życiu dostrzegły kształt powabny, lecz teraz, wytrzeszczone na mnie, zdawały się nic już nie widzieć. Dostrzegłem że Amy się niepokoi.
— „Co mu jest?“ — spytała z pewnego rodzaju bezmyślnym przestrachem. — „Nie wygląda na bardzo chorego. Nigdy jeszcze nie widziałam żeby ktoś tak wyglądał…“
— „Czy myślisz“ — zapytałem z oburzeniem — „że on udaje?“
— „Nie mogę się od tego powstrzymać, proszę pana doktora“ — odpowiedziała tępo. Nagle splotła dłonie i spojrzała w prawo i w lewo. — „A tu jeszcze i dziecko. Tak się boję. Chciał właśnie przed chwilą żebym mu dała dziecko. Nie mogę zrozumieć co on do dziecka mówi.“
— „Czy nie możnaby poprosić kogo z sąsiadów, żeby przyszedł na noc?“ — zapytałem.
— „Proszę pana doktora, zdaje mi się że niktby przyjść nie chciał“ — wymruczała, poddając się nagle tępej rezygnacji.
— Powtórzyłem z naciskiem, że chory potrzebuje najtroskliwszej opieki, poczem musiałem odejść. Tej zimy ludzie często gęsto chorowali.
— „Ach, żeby on tylko nie mówił!“ wykrzyknęła pocichu w chwili gdy odchodziłem.
— Nie wiem jak się to stało, że tego nie prze-